Po najnudniejszej części Sagi przyszedł czas na ‘Zaćmienie’, czyli tą, która jest najciekawsza, w której najwięcej się dzieje i, która najbardziej mnie wciągnęła.
Oświadczyny Edwarda, zagrożenie ze strony nowonarodzonych i mściwej Victorii, rozdarcie Belli między Edwardem a Jacobem… Dziewczyna zaczyna powoli postrzegać Jacoba jako…partnera, nie jako przyjaciela. Musi wybierać między rozsądkiem (Jacob), a głosem serca (Edward). Jacob bardzo skutecznie próbuje ją przekonać, że będzie dla niej „bezpieczniejszą opcją”. Trochę dziwne, że tak się „upiera”, przecież nie wpoił sobie Belli i dobrze o tym wie. Nie jest więc ona jego przeznaczeniem. Ich pocałunek jest bardzo namiętny. Nagle okazuje się, że miłość Belli i Edwarda nie jest taka idealna… Bella bowiem, utrzymując, że kocha Edwarda, wyznaje swoje uczucia również Jacobowi, które odbiegają znacznie od przyjaźni… Edward jednak, jako „ideał i młody bóg”, zdaje się nawet nie gniewać na dziewczynę. Po pocałunku Belli z Jacobem mówi, że „to nie jej wina”. Mimo, iż sytuacja trochę się komplikuje – mamy happy end. Czy ten bieg wydarzeń nie staje się jednak zbyt paradoksalny? W tle Victoria pragnąca zemsty. Edward i Jacob łączą siły, by ratować ukochaną.
Sagę „Zmierzch” istotnie przyjemnie się czyta i pewnie powtarzam to przy każdym poście jej dotyczącym. Jednakże po kilku/kilkunastu/kilkudziesięciu (!) stronach czytania przeróżnych romantycznych zwrotów Edwarda, można się już chyba trochę zmęczyć…
Śpij, skarbie. Niech ci się przyśni coś miłego. I nie przejmuj się – tylko ty obudziłaś moje serce. Już zawsze będzie należeć tylko do ciebie. Śpij, moja jedyna miłości.