Księżyc w nowiu

2

Najsłabsza pozycji z sagi „Zmierzch”. Najnudniejsza, najmniej się dzieje… (A jednak! Nie ma Edwarda – nie ma akcji :P).

Po „ataku” Jaspera na Bellę, Edward uznaje, że w obecności jego i jego rodziny dziewczynie grozi zbyt duże niebezpieczeństwo. Wmawia więc Belli, że już jej nie kocha i znika na kilka miesięcy. „Będzie tak, jakbyśmy się nigdy nie poznali.” Przedstawiając „wyłączenie się ze świata” i totalne zagubienie dziewczyny po rozstaniu z ukochanym, autorka zostawia puste strony powieści, które mają tylko nagłówki odpowiadające mijającym miesiącom. Ciekawy pomysł. Meyer bardzo wczuwa się w opisanie bólu, jaki towarzyszy Belli. Po niedługim czasie dziewczyna zauważa, że „postać” Edwarda zaczyna towarzyszyć jej w momentach, kiedy może jej się przytrafić coś złego. Jeśli to ma być dla niej jedyna możliwość na to, by Edward był przy niej – Bella postanawia pokusić trochę los, zapominając, że w okolicy czai się Laurent, i co gorsza Victoria… Na dodatek okazuje się, że Jacob jest wilkołakiem 🙂 Czy ta dziewczyna nie mogłaby zaprzyjaźnić się z człowiekiem?! Nie za dużo tych udziwnień?

Wygląda na to, że Bella darzy Edwarda miłością tak wielką, że gotowa jest oddać za niego życie. Kiedy dowiaduje się, że Edward chce sprowokować Volturi do pozbawienia go życia, bez zastanowienia leci do Włoch, by go ratować. I to heroiczne zdanie, które wykrzykuje, kiedy Jane zaczyna sprawiać mu ból: „Weź mnie, nie jego!”. Może brzmi to odrobinę przesadnie, ale… Czy to jest to tylko przykład wzorowej książkowej miłości, czy w życiu też takie rzeczy się zdarzają? Czy jeśli ktoś nie jest w stanie oddać życia za drugą osobę, to nie można powiedzieć, że ją prawdziwie kocha? A co jeśli po prostu ogarnia go strach? Tak, wiem, w życiu ciągle można się czegoś bać, ale trzeba ten strach przezwyciężać.

Właśnie w tej części autorka dopuściła się koszmarnej, moim zdaniem, pomyłki. Miłe weekendowe popołudnie, grill u Billy’ego, goście świetnie się bawią na ogródku. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie drobny szczegół – jest styczeń. I ten kompromitujący dopisek na dole strony: Autorka, pochodząca z gorącego stanu Arizona, zapomina, że w stanie Waszyngton w styczniu zazwyczaj leży śnieg.

Dlaczego ta część nosi tytuł akurat „Księżyc w nowiu”? Może dlatego, że tak jak w czasie tej fazy nie widać zupełnie księżyca, tak tutaj Bella przez kilka miesięcy nie widzi Edwarda?

Tak jak wspomniałam wcześniej, jest to prawdopodobnie najmniej ciekawa z wszystkich części, ale nie wyobrażam sobie czytania sagi z pominięciem tej powieści 🙂

Nawiązując jeszcze odrobinę do ekranizacji… To ujęcie Belli i Edwarda na plakacie filmu jest bardzo hmmm… nietrafione.